Blog

Drama Queen

Nie znoszę dramatów. Naprawdę z całego serca ich nie znoszę. Irytuje mnie, kiedy
ktoś z drobnej sytuacji tworzy wydarzenie o randze co najmniej końca świata. Kryzys, który
można ugasić jednym telefonem lub rozmową omawia przez 30 minut z każdą z 20 osób,
które spotka na swojej drodze. Staje się gwiazdą stworzonego na siłę kryzysu. Skąd bierze na
to czas i po co skupie się tak długo na czymś negatywnym?

Właśnie na tym polega bycie „DRAMA QUEEN” z krwi i kości, stworzoną do bycia
statuą kryzysu. A przecież kryzysy to część naszej codziennej egzystencji. Dlaczego więc tak
często lubimy dramatyzować?

Moim zdaniem każda „DRAMA QUEEN” lubi być w centrum uwagi. Skupia ją na sobie
opowiadając mrożące krew w żyłach opowieści, w których udaje jej się wyjść cało z opresji
(czasem nadal walczy). Może być to kłótnia z mężem, innym razem złamany paznokieć, a
jeszcze innym utarczka z kontrahentem. Ważne jest by stać się na chwilę ofiarą, która bez
niczyjej pomocy zamienia się w bohatera. „Rozmowne DRAMA QUEEN” to osoby szukające
uwagi oraz sympatii i empatii innych osób. Są jednak jeszcze „Panikujące DRAMA QUEEN” –
na pewno jakąś znasz. To te pełne emocji osoby, które często podczas spotkań wywołują
kłótnie lub wybiegają z płaczem czekając na mały tłumek, który pójdzie za nimi. Pełne emocji
opowiadają później swoją interpretację wydarzenia, do którego doszło. Nigdy nie kryją się ze
swoimi emocjami po to, żeby można było je znaleźć. Zawsze szukają wsparcia ludzi, którzy są
wokół, choćby byli dla nich całkiem obcy.

Z jednej strony mogłabym zastanowić się: „A co mi właściwie zależy? Chcą robić
dramaty niech robią”. Z drugiej jednak, często psują całą dobrą atmosferę danego
wydarzenia. Znika wiodący temat czy okazja i wszystko zaczyna skupiać się na tym, by ich
jakoś ugłaskać. Przykro mi przyznać, ale częściej widujemy „DRAMA QUEEN” kobiety niż
mężczyzn. Jednak oni również się zdarzają. Może nie płaczą i nie krzyczą, ale obrażają,
przestają się odzywać i ostentacyjnie zaczynają zajmować się lub olewać dany „problem”.
Niestety, mając taką „DRAMA QUEEN” w zespole lub paczce, zawsze ryzykujesz, że zwykła
praca, albo spotkanie przy piwnie zmieni się w grecką tragedię, która przejdzie do historii
Twojego otoczenia. Często dzięki skłonności naszych Królowych i Królów do tworzenia
opowieści, przejdzie do historii w również o wiele dalszym środowisku.

Nie znaczy to oczywiście, że owe dramaty nie zdarzają się każdemu. Przecież pewnie
jesteś w stanie przypomnieć sobie sytuacje, w których straciłeś opanowanie. Ja
zdecydowanie tak. Mimo świadomości własnej słabości, w zbyt dużych emocjach
zdecydowanie za często tracę spokój i racjonalizm. W tych momentach, kiedy przestaję
panować nad emocjami, a za moimi decyzjami przestaje stać zdrowy rozsądek mam
wrażenie, że nie jestem sobą. Pożera mnie jakaś inna, zła Marta, która próbuje się wydostać
za wszelką cenę i zawładnąć moim byciem. Walczę z nią, ale nie zawsze wygrywam.

Nie znoszę być „DRAMA QUEEN”, bo znalezienie w centrum ze względu na moje
słabości jest dla mnie uwłaczające. Oczywiście możesz mieć inaczej i to też może Cię w jakiś
sposób budować. Ja jednak wolę być zauważana ze względu na swoje osiągnięcia, a nie
dramaty. Ze względu na to, co sobą reprezentuję, a nie w jakich kryzysach brałam udział.

Dotyczy to zarówno mojego życia zawodowego, jak i prywatnego. Kompetencje ponad
emocje, miłość ponad złe samopoczucie. Moja świadomość tego, jak odpuszczać przyszła
z wiekiem. Nie od razu czułam, że skupianie się na kryzysie ciągnie mnie w dół (a przy okazji
wszystkich dookoła). Teraz zaciskam zęby, w gorszych chwilach ukrywam się, żeby nabrać
dystansu i idę do przodu, bo przecież cofać się nie chcę. Nikt tego nie chce.

Marta Wójcik