Blog

Filmy świąteczne i moja wielka, wieczna do nich miłość

Jestem fanką filmów świątecznych. Prawdopodobnie największą jaką do tej pory spotkałaś. Przygodę ze świętami rozpoczynam w dniu swoich urodzin 14 listopada (a w tym roku przez kwarantannę nawet wcześniej) i kończę 7 stycznia po Święcie Trzech Króli. Mój partner jest równie dużym miłośnikiem filmów co ja, jednak zdecydowanie nie o tej tematyce. Gdy teraz widzi, że zaczynam pochłaniać kolejną produkcję Hallmarku poddaje się i wychodzi.

Początki były nieco inne. Siadał przy mnie wytrwale widząc moją dziecięcą wręcz radość na samą myśl o Świętach i próbował przetrwać udając zainteresowanego (w chwilach zwątpienia grał na komórce). Kiedy zauważył, że mój cykl świątecznych filmów co roku trwa przez prawie pięćdziesiąt dni (co oznacza co najmniej jeden tytuł dziennie) jego wytrwałość nieco ucierpiała. Zaczął zadawać pytania: czy zauważyłaś jak u nich w domu jest czysto, dlaczego siedzą przy kolacji i nikt nie je, czy ty też kładziesz się spać w pełnym makijażu i w takim wstajesz, kiedy oni właściwie pracują, skąd on miał pieniądze na ten hotel, kto komu daje restauracje na święta, czy każdy główny bohater w tym filmie musi być bogaty?

Oglądam filmy dla klimatu świątecznego. Dla ozdób i ciepła rodzinnego, które są w nich pokazane. Dla rozmów, które rozwiązują konflikty rodzinne i stawiają miłość ponad inne wartości. W rzeczywistości co roku katuję pięćdziesiąt, a może siedemdziesiąt filmów. Pewnie ok. osiemdziesiąt procent z nich przedstawia życie wyidealizowane do granic możliwości. Świat, który jest nierealny, kiczowaty i przepełniony ludźmi po trzydziestce, którzy dostają od życia drugą szansę, o ile wezmą sprawy w swoje ręce. Jeśli się zdecydują na taki krok to problemy znikają. Oglądałam te filmy będąc świadoma jak jest naprawdę, a z drugiej strony przyjemnie jest popatrzeć na coś tak prostego i nierealnego. Przecież świąteczny rycerz nie przeniesie się w czasie, by mnie w sobie rozkochać, a następnie bym się nie rozmyśliła nie kupi mi hotelu w małej górskiej miejscowości. Przecież to niemożliwe bym nie uprawiała żadnego sportu, jadła wciąż super kolacje z przyjaciółmi, piła codziennie wino i miała wyrzeźbione ciało niczym trenerka fitnessu.

Być może pomyślisz sobie teraz, że to Ciebie nie dotyczy, bo nigdy nie oglądałaś tych filmów, a w ogóle to być może nawet nie lubisz filmów świątecznych i tak jak mój partner, uważasz je po prostu za głupie. Stop. A czym innego są profile na Instagramie, które tak zaciekle obserwujesz? To może nie są filmy, ale patrzysz na aktorów, którzy piszą własny scenariusz do swojej konkretnej roli. Niektóre kobiety skupiają się tam na roli matek, inne –

motywatorek, ikon mody, kreatorek stylu, nauczycielek wielu dziedzin, żon, singielek, imprezowiczek, kobiet biznesu, ekolożek, satyryków, sportowców i pewnie jeszcze kilku innych przejmujących bohaterów. Właśnie tam kreujemy świat, który chcemy pokazać. Nikt nie śledzi nas 24 godziny przez całą dobę i nie wstawia naszych zdjęć, gdy się zaślinimy przez sen czy wychodzimy ze znieczuleniem od dentysty. Od lat modny jest hashtag #nofilter, czyli wrzucamy zdjęcia bez filtra lub #natural bez makijażu – naturalne. Te właśnie pseudonaturalne zdjęcia nadal potrzebują od nas odpowiedniej miny, pozycji, światła i wcale nie są przypadkowe i naturalne. Nawet bez makijażu, nadal pozujemy. Tak właśnie wygląda idealizowany świat Instagrama.

Pewnie teraz myślisz sobie, że przecież ja tak nie robię. Wrzucam filmiki z imprez i zdjęcia z przyjaciółmi. Otóż to. Jeśli nie dostosowałaś się do wytycznych, których oczekuje od Ciebie dane medium społecznościowe pewnie nie będzie Cię nikt inny oglądał niż Twoi znajomi. Nie wpiszesz się w kanon, który przygotowało społeczeństwo – społeczeństwo nie będzie Tobą zainteresowane. Możesz robić oczywiście celowo brzydkie zdjęcia, ale one nadal będą pozowane i trafią do odpowiedniej grupy docelowej, a naturalność dalej będzie z dala.

Oglądamy profile, bo szukamy inspiracji, nudzimy się lub porównujemy do znajomych, a z drugiej strony sami chcemy być oglądani przez innych, by pokazać im nasze idealne życie, karierę, dzieci, partnera, sobotę czy śniadanie. Słyszeliście o pokoleniu płatków śniegu? Każdy z nas czuje się tak wyjątkowy i unikatowy, jak płatek śniegu. A z drugiej strony, gdy patrzymy, jak pada śnieg wszystkie płatki wydają się takie same. Nie piszę, że nie jesteś wyjątkowa, bo jesteś. Masz prawo decydować o własnym życiu i własnym szczęściu, a to największa władza na świecie, bo nikt inny nie przeżyje za Ciebie Twojego życia, a Ty nie przeżyjesz życia kogoś innego za niego. Powinnaś jednak mieć świadomość, że wszystkie profile w mediach społecznościowych to wirtualne JA. To awatary, które są naszym symbolem, ale nie całym życiem. Pokazujemy tam to, czym chcemy się pochwalić lub dzięki czemu poczujemy się dobrze, a czasem może tylko realizujemy zamówienie na lokowanie produktu. Jeśli sprawia Ci to przyjemność oglądaj profile i wrzucaj mnóstwo zdjęć, ale pamiętaj, że to nie jest prawdziwe. Patrzysz na kreację i pomysł na przekazanie informacji wszystkim obserwującym.

Przestań porównywać się do Awatarów w mediach społecznościowych. One przedstawiają prawdzie osoby, ale stworzone są na podstawie pojedynczych wycinków z życia. Tworzą spójną całość, ale nie pokazują Ci przeszłości, traum i problemów codzienności. Dobrze, że tak jest. Mamy szansę zbudować nową wizję nas samych w Internecie, gdzie nie

ma z nami naszego bagażu. Będąc świadomi tego jak sami działamy, musimy jednak pamiętać, że inni robią tak samo. Dlatego nie porównujmy się i nie gońmy za ideałem, który nie istnieje. Ideał to kreacja, a lepsze od niej jest szczęście. Warto jest postawić przede wszystkim na nasze życie, które jest cudowne, jeśli tylko nauczymy się z niego korzystać i wybierać to co daje nam szczęście.

Marta Wójcik