Blog

Moje wielkie polskie wesele

„Narzeczeństwo to taki piękny czas w związku” – ostatnio tego typu sformułowania spotykają mnie na każdym kroku. Jestem narzeczoną od 3 i pół miesiąca, ale w sumie to nic się nie zmieniło w porównaniu do tego, co było wcześniej. Nadal jest tak samo dobrze, jak było i właściwie nie mam powodu, by uważać, że po ślubie będzie gorzej. Jeśli wyjdę z założenia, że to co dobre i najlepsze już za mną to chyba nie ma sensu się pobierać?

„A co masz mieć lepiej niż my” – kolejne fascynujące zdanie, które w sumie nie mam pojęcia do czego ma prowadzić. Jakby je przeanalizować, to jest bardzo przykre, bo osoba, które je wypowiada kontekstowo zakłada, że jej życie przed ślubem było lepsze. Zawsze zakładałam, że życie jest drogą, w której coraz bardziej poznajemy siebie i własne potrzeby, dzięki czemu jesteśmy w stanie podążać w kierunku świadomego szczęścia. Niestety, nie zawsze jesteśmy w stanie zwerbalizować i pogodzić się z tym, co nam nie odpowiada w życiu, a co dopiero je zmienić.

„Po ślubie to będzie inaczej… Po ślubie będziesz musiała…” – czy naprawdę będąc zdrową na umyśle i świadomą własnych potrzeb kobietą, porzucę styl życia, który mi, a tak naprawdę nam odpowiada, by dostosować się do kulturowego schematu żony w Polsce? Zmienię obecne nawyki i często wygodne wybory tylko po to, by sprostać oczekiwaniom otoczenia względem tego, jaka powinna być rola żony? Najdziwniejsze jest to, że razem z partnerem siedzimy w tym razem i określamy „funkcjonowanie naszego gospodarstwa domowego” po „naszemu”, więc dlaczego osoby nie żyjące w naszym domu, razem z nami sądzą, że będzie inaczej.

„Ona myśli, że po ślubie on się zmieni, a on, że ona się nie zmieni” – życzę sobie, by mój partner się nie zmienił, bo właśnie teraz jest moim puzzlem – elementem, który pasuje do mnie idealnie i dlatego powiedziałam: TAK. Mam jednak świadomość, że jako ludzie ewoluujemy i zmieniamy się na przestrzeni lat oraz doświadczeń. Obecnie jestem zupełnie inna osobą, niż byłam 10 lat temu i pewnie za 10 lat będę inna, niż jestem teraz. Bez mojego stałego rozwoju zaczęłabym się cofać… rozpocząłby się regres. Pewnie w jego przypadku jest podobnie. Poznaliśmy się na etapach życia, w których pozwoliliśmy sobie się poznać i pokochać. Mam nadzieję, że dalsze nasze zmiany będą wspólne i w oddziaływaniu na siebie.

Młode pary, a w naszym przypadku młode pary w połowie drogi do 40 nie mają lekko w polskim kibicowskim środowisku. Gratulacje i rady mają często drugie dno, które demonizuje świat małżeństwa. Żarty, które czasem są zwyczajnie niestosowne i zbędne. Wiem, że życie po ślubie nie jest łatwe, bo niestety jedno już mam za sobą. To właśnie ono pozwoliło mi zrozumieć, czego nie chcę od życia, od drugiego człowieka i jakie wartości są dla mnie najważniejsze. Pozwoliło mi to dać sobie czas na żałobę, a następnie na odnalezienie dobrej miłości. Podobno w życiu większość ludzi przeżywa się 3 miłości: pierwszą miłość – wyidealizowana, jedyna i dla której warto się poświęcić lub odejść, lecz zapamięta się ją do końca życia; drugą miłość – trudną i nieszczęśliwą, pełną emocji i adrenaliny, niezdrową i niezrównoważoną, która uczy i doświadcza; trzecią miłość – niespodziewaną, dojrzałą, przepełnioną dziwnym przeświadczeniem, że nie wiadomo dlaczego wszystko do siebie pasuje. Miałam szczęście, że spotkałam swoją trzecią miłość w momencie, gdy mogłam bez przeszkód zanurzyć się w nią i rozpocząć nowe życie.
Zastanówmy się jednak, czy warto wychodzić z radami do ludzi, którzy wcale o nie, nie proszą? Może polskie śmieszne powiedzenia kogoś zranią lub wystraszą? Może staną się samospełniającym się proroctwem, które będzie podstawą do dalszych kłótni i przykrości. Może czasem lepiej przemilczeć niż gratulować na opak?

Marta Wójcik