Blog

Społeczność ludzi Internetu i randkowanie

Ostatnia dekada wiele zmieniła w kontaktach między ludźmi. Kiedyś Internet i takie portale jak fotka.pl, sympatia, epuls, grono, różne czaty służyły do poznawania ludzi i utrzymywania z nimi kontaktu w tzw. realu. Teraz poznajemy ludzi w realu, by utrzymywać z nimi kontakty online. Lekkie przerysowanie, ale tendencja jak najbardziej prawidłowa. Oczywiście portale randkowe są o wiele bardziej sprofilowane i ich klienci dążą do bezpośrednich kontaktów.

Jak na większość kobiet z pokolenia millenialsów przystało, ja również miałam swoje doświadczenia z portalami randkowymi i poznawaniem potencjalnie przyszłych facetów przez portal. Warto jednak zauważyć, że żadne z takich spotkań nie zamieniło się nigdy w coś dłuższego niż kilka spotkań. Ciekawe dlaczego.

Moje koleżanki z lat studenckich zauważały zawsze, że jeśli komuś ma przydarzyć się coś zupełnie nieprzewidywalnego na randce to właśnie mi. Kiedyś poznałam całkiem fajnego chłopaka na czacie i po kilkudniowej wymianie smsów zdecydowałam się pójść z nim na kawę. Umówiliśmy się w kawiarni w centrum i było całkiem zwyczajnie. Bez iskier czy dramatów. Do czasu telefonu, który odebrał. Bardzo przejęty grzecznie odszedł od stolika, a później wrócił podenerwowany. Nowo poznany kolega uświadomił mnie, że znów musi ratować brata, bo się napił na imprezie i sam nie dotrze do domu. W zasadzie był to dopiero początek randki i poprosił mnie, żebym pojechała z nim po niego, szybko to załatwi, a następnie chociaż mnie odwiezie. Nie było to zbyt rozsądne, ale zgodziłam się. Po 15 minutach dojechaliśmy pod blok na Dziesięcinach. Po chwili zobaczyłam, że dwie osoby prowadzą zataczającego się lekko księdza. To właśnie do nich podszedł mój kolega. Odebrał księdza, a następnie wpakował do auta na tyle siedzenie. Ów ksiądz był przeuroczy i przemiły. Nazywał mnie dziewczyną swojego brata i wychwalał moją urodę. Może lekko natarczywie, ale kimże bym była, gdybym nie doceniała komplementów księdza, nawet po pijaku. Opowiadał nam przebieg fantastycznej imprezy, czyli imienin u katechetki ze szkoły. Zazdrościłam mu tej imprezy. Ciekawostką było, że młodego księdza (wyglądał na jakieś 25 lat) mieliśmy odwieźć do domu, czyli na plebanię. Mój kolega uczynnie wyciągnął brata z auta, lecz nie zdołał go doprowadzić do plebanii. Ksiądz miał nagły atak zwrotu wszystkiego, co postanowił skonsumować na kolację. Był to naprawdę zapadający w pamięć moment: młody ksiądz w sutannie zwracający posiłek w furtce plebanii. Murek porządnie oberwał. Po powrocie mój kolega skupił się na narzekaniu na brata, który wciąż pije i za karę znów zostanie wysłany do jakiejś małej parafii. Przyznam, że była to ciekawa znajomość z Internetu, która skończyła się na jednym spotkaniu.

Innym razem umówiłam się przez fotkę.pl z chłopakiem na spacer. Okazało się, że mieszka po sąsiedzku na tym samym osiedlu. Było popołudnie ciepłej wiosny. Mój towarzysz miał jednak dziwny tik. Przed każdym zwróceniem się do mnie pełnym zdaniem czy zmianą tematu uderzał mnie wierzchem dłoni w ramię. Boleśnie. Nie mogąc znieść kolejnych obrażeń zaproponowałam mu, żebyśmy usiedli na ławce. Naiwniaczka. Okazało się, że na ławce miał lepszą celność i obrywało mi się dwa razy mocniej. Skończyłam z ogromnym siniakiem na ramieniu.

W Internecie poznajemy ludzi bardzo przypadkowo i niechcący. Nie idzie za tym spojrzenie i żadna chemia. Już w rzeczywistości trudno jest trafić na osobę, która okaże się z nami kompatybilna. To prawdopodobieństwo zmniejsza się jeszcze bardziej, gdy nie mamy szansy „wyczuć” tej osoby. Gdy „motyle” nie mają szansy zadziałać.

To tylko namiastka moich nietypowych randek ery dojrzewania jako kobieta i jako człowiek. Może kiedyś najdzie mnie natchnienie, by opowiedzieć o kolejnych. Zobaczymy. Mam nadzieję, że moje przygody choć trochę Cię rozbawiły i może przypomniałaś sobie o jakichś swoich nieudanych randkach i dziwnych ludziach poznanych w sieci. Chętnie je poznam, pisz do mnie śmiało.

Marta Wójcik