Blog

Sukces mediów społecznościowych zbudowany na naszym wielkim, brzuchatym EGO

EGO, czyli inaczej „Ja”. Termin Freuda, którego osobiście ubóstwiam, razem z jego kompleksem Elektry. Nasze EGO to chęć nieustannej aprobaty, słuchania tego, że jest się najcudowniejszym i najmądrzejszym. Pragnienie pochwał i pozostawiania w centrum całego wszechświata.

Jakie znacie lepsze narzędzie do ciągłego rozbudowywania naszego EGO niż media społecznościowe?

Oczywiście zdaję sobie sprawę z tego, że nie każdy się ze mną zgodzi, bo przecież niektórzy chcą się tylko dzielić wiedzą i przemyśleniami. Chodzi im tylko o dobro odbiorców. Ale czy na pewno?

Czy na pewno chcielibyśmy pisać, wrzucać zdjęcia i „dzielić się tym co dobre”, gdyby nikt tego nie oglądał? Nie jest łatwo się do tego przyznać, ale zrobię to jako pierwsza: moje EGO pragnie Twojej aprobaty. Chcę widzieć, jak lajkujesz moje zdjęcia i oglądasz moje story, jak udostępniasz moje treści. Jeśli nie zależałoby mi na tym, zwyczajnie bym nic nie wrzucała, więc jeśli wrzucasz to znaczy, że Ci na tym zależy. Chcemy, by inni się nami interesowali i jest to coś, co leży w naszej naturze.

Zdecydowana większość ludzi lubi być w centrum uwagi. Może nie zawsze i nie przez cały czas, ale w tych konkretnych momentach, gdy akurat się na to zdecyduje. Po to zakładamy wyróżniającą się białą suknię na ślub i frak z butonierką. Przy innych okazjach mężczyźni wcale nie tak często przypinają sobie kwiatki do kieszonki, a w ten konkretny dzień im nawet nie przeszkadza.

W mediach społecznościowych nauczyliśmy się nawet zapożyczać bycie w centrum od innych. W jaki sposób? Zauważyliście, że jeśli ktoś obchodzi urodziny to wiele osób, wrzuca zdjęcie z Tą osobą razem z życzeniami? Nie wrzuca zdjęcia tylko tej osoby, ale najczęściej wspólne zdjęcie. Naszego EGO pożycza święto innej osoby, by choć przez chwilę błyszczeć w jej blasku. Dlatego lubimy zdjęcia z celebrytami i „gwiazdami” imprezy. By być jak najbliżej centrum.

Sukcesem mediów społecznościowych stało się EGO ludzi, którzy chcą być w centrum. Inni obserwują ich, by, jak to się mówi, „inspirować się” lub być bliżej nich. Stawać się takimi, jak oni. Postaraj się być teraz obiektywny. Czy naprawę interesuje Cię co XYZ zjadł na śniadanie? Czy interesuje Cię, że TXH śpiewa w aucie? Czy istotne dla Twojego życia jest to, że RTB jest teraz na imprezie? Czy ważne jest, że córka ION stawia pierwsze kroki? Tak naprawdę to interesuje Cię porównanie. Co on zjadł, a co Ty, jakim autem on jeździ, a jakim Ty, czy Ty też jesteś teraz na imprezie i czy Twoja córka w tym samym wieku też już chodzi? Najistotniejsze jest to, w jakim punkcie w porównaniu do tej danej osoby Ty teraz jesteś.

Najbardziej lubimy te profile, z którymi możemy wchodzić w interakcje i które potrafią skupić się na nas, np. odpowiadając na nasz komentarz czy komentując pod naszymi wpisami. W skrócie – lubimy marki i ludzi, którzy na swoich profilach zauważają Nas.

Tworzymy, by inni nas oglądali. Oglądamy, by móc się porównywać. Przestało nam wystarczać życie chwilą i docenianie jej tu i teraz. Musimy mieć to na naszym smartfonie, by podzielić się z innymi. Czy coś nam przez to ucieka czy wręcz przeciwnie, zostaje?

Marta Wójcik